Fizycy są wszędzie
2023-06-14
Dyrektorka zarządzająca w wielkim banku absolwentką fizyki, a nie ekonomii?
Justyna Demkowicz-Dobrzańska: Miałam ogromne szczęście wychowywać się u boku znakomitego fizyka i matematyka. Mój tata Kazimierz Jezuita także ukończył Wydział Fizyki Uniwersytetu Warszawskiego. Fascynacja światem, który sięga o wiele dalej, niż tylko nasze najbliższe otoczenie, ogromem kosmosu towarzyszyła mi od dzieciństwa. Od kiedy pamiętam wychodziliśmy razem na dwór, rozmawialiśmy. Jestem młodszym dzieckiem, mam o cztery lata starszą siostrę, więc początkowo tylko słuchałam rozmów taty i siostry, z czasem stałam się równoprawną partnerką ich dyskusji.
Ale jeszcze w liceum wybór fizyki nie wydawał się tak oczywisty.
JDD: To prawda. Interesowałam się wszystkim – od nauk politycznych po medycynę. Brałam pod uwagę zdawanie do wyższej szkoły teatralnej i na filozofię. Jednak fizyka ostatecznie wygrała. Myślę, że duży wpływ miała na mnie silna i pozytywna osobowość nauczyciela, który uczył mnie fizyki w warszawskim Liceum Ogólnokształcącym im. Klementyny Hoffmanowej. Stwierdziłam, że te studia mogą być dla mnie okazją, by choć trochę zbliżyć się do zagadek niesamowitego, otaczającego nas Wszechświata. To jest ten moment w życiu, kiedy ma się dość czasu, a umysł jest tak chłonny, że można zająć się tak trudnymi i skomplikowanymi zagadnieniami, jak właśnie fizyka. Warto sobie na ten luksus pozwolić.
Jak pada słowo „luksus” to zaczynamy myśleć o studiowaniu fizyki jako o czymś zarezerwowanym dla wąskiego grona wybranych.
JDD: To nieprawda. Studia te pozwalają na zdobycie szeregu uniwersalnych umiejętności, które umożliwiają start w bardzo wielu branżach.
„Uczymy solidnego myślenia” – to jedno z haseł naszego Wydziału.
JDD: Rynek pracy zmienia się bardzo szybko i żadna uczelnia nie jest nas obecnie w stanie w pełni przygotować do pracy, jaką będziemy wykonywać za pięć, dziesięć lat. Wielokrotnie zdarzy się nam znaleźć w sytuacjach, które są złożone i nieoczywiste, w których nie wiadomo jakie jest rozwiązanie. Studiowanie fizyki dostarcza okazji, żeby ćwiczyć konfrontowanie się z problemami i rozwiązywanie ich. Uczy pracy pod dużą presją czasu. Fizyka uczy, że świat jest tak złożony i skomplikowany, że gdy staramy się znaleźć rozwiązanie problemu to nie szukamy czegoś, co będzie perfekcyjne i „na zawsze”, ale raczej pewnego modelu, „wystarczająco dobrego” i satysfakcjonującego na dziś, licząc się z tym, że wraz ze zmieniającymi się warunkami będziemy ten model przekształcać.
Jakie wspomnienia zachowałaś z okresu studiów?
JDD: Bardzo dobrze wspominam wykłady prof. Stanisława Woronowicza,, który prowadził zajęcia z analizy matematycznej dla pierwszego roku. Światowej klasy fizyk matematyczny, niesamowita osobowość. Pamiętam, jak siedziałam w dużej auli w starej siedzibie Wydziału przy ul. Hożej 69, było nas może z pięćdziesiąt osób na sali i zadawałam sobie pytanie: „Przecież każdy może tu po prostu przyjść z ulicy i posłuchać. Jak to jest, że ludzie nie stoją w kolejce, jak choćby na wystawę dzieł Van Gogha? Przecież te wykłady dostarczają całkiem podobnych doznań, obcowania ze sztuką, pięknem samym w sobie. Świetnie wspominam dyskusje z prof. Bogdanem Cichockim, z którym rozmawialiśmy zarówno o fizyce, jak i obrazach Witkacego, muzyce czy teatrze. Te zajęcia utwierdziły mnie w przekonaniu, że Wydział Fizyki UW przyciąga ludzi o bardzo szerokich horyzontach, statystycznie sporo jest tu fanów wycieczek po górach, do których sama się zaliczam.
Jest od kogo czerpać inspirację?
JDD: Zdecydowanie. Taką inspiracją była dla mnie współpraca z promotorem mojej pracy magisterskiej astrofizykiem prof. Markiem Demiańskim, który potrafi rozmawiać z ludźmi o trzy pokolenia od niego młodszymi w sposób swobodny i nie tworzący dystansu. Swoją pracę dyplomową poświęciłam interpretacji danych z pomiarów tzw. promieniowania tła.
Nie było pokusy kontynuowania kariery na uczelni?
JDD: Kiedy porównywałam się z kolegą z roku, moim, jak się później okazało, przyszłym mężem...
…a obecnie pracownikiem naukowym na naszym Wydziale.
JDD: To doszłam do wniosku, że jako pracownik naukowy byłabym pewnie świetnym rzemieślnikiem, ale brakuje mi tej „iskry”, takiego stuprocentowego poświęcenia nauce, jakie u niego widzę. Czasem żartuję w rozmowach z nim, że nauka jest dla niego religią, wierzy w jej dalekosiężne cele. Ja jestem nastawiona na cel, który widzę na horyzoncie. Kosmologia, którą się zajmowałam, brzmi fascynująco, ale ta praca nie polega tylko na tym, że się cały czas obserwuje niebo, będąc w Andach. Przez większość czasu raczej żmudnie analizuje się dane napływające np. z teleskopów. Ja zdecydowanie bardziej spełniam się w kontaktach z ludźmi, to mnie napędza.
Twoja kariera zaczęła się od stanowiska analityka w firmie KPMG.
JDD: KPMG to międzynarodowa sieć firm audytorsko-doradczych. Inspiracją byli dla mnie koledzy ze starszych roczników, którzy po studiach zdecydowali się na tę ścieżkę kariery i byli zadowoleni z wyboru. CV wysłałam na początku ostatniego semestru studiów, pod koniec lutego, zakładając, że zacznę pracę od września.
Ale przyszła propozycja pracy „od zaraz”.
JDD: To był skok na głęboką wodę, bo pierwsze miesiące nowej pracy musiałam połączyć z napisaniem pracy magisterskiej. Moim pierwszym zadaniem było wprowadzenie nowych zasad wyceny instrumentów finansowych. Moi współpracownicy, głównie absolwenci warszawskiej Szkoły Głównej Handlowej na widok modeli matematycznych dostawali wysypki. Okazało się, że ja, z moimi umiejętnościami wyniesionymi ze studiów, jestem dla nich ratunkiem. Z moim pierwszym dniem w pracy wiąże się zresztą zabawna anegdota. Idąc do pracy wzięłam ze sobą 1500-stronicowe wydanie tablic matematycznych, byłam przekonana, że mi się przydadzą. Tymczasem, aby realizować powierzone mi zadania wystarczyła matematyka na poziomie liceum. I trochę pomyślunku.
„Think outside the box”?
JDD: Tak, bo kreatywne myślenie to nie tylko wymyślanie czegoś całkiem nowego, ale także wykorzystanie tego, co już znamy w niestandardowy sposób, przedefiniowanie problemu, łączenie pozornie niezwiązanych ze sobą dziedzin. Tym właśnie zajmuję się jako dyrektorka zarządzająca w Santander CIB Polska, łączę ludzi z różnych obszarów bankowości. W międzynarodowej organizacji, takiej jak Grupa Santander stykamy się z wyzwaniami, które wymagają działań pracowników z kilku krajów, także sięgania po partnerów z zewnątrz np. z wyższych uczelni.
Takim projektem jest uruchomione pod koniec zeszłego roku Globalne Centrum Technologiczne Santander CIB w Warszawie. Alexandra Brandão, dyrektor HR Grupy Santander zapowiedziała, że centrum to ma być „częścią największego projektu transformacyjnego w sektorze finansowym w skali globalnej”.
JDD: Powstałe w zeszłym roku Centra w Warszawie i Maladze istotnie wzmocnią funkcjonujące już globalne zespoły zlokalizowane w Madrycie, Bilbao, Walencji, Valladolid, Solares i Kantabrii. Docelowo dwa nowe huby technologiczne będą zatrudniały około 1400 specjalistów z wykształceniem z obszaru STEM (ang. science, technology, engineering, mathematics – przyp. aut.), którzy pomogą w cyfrowej i biznesowej transformacji banku.
Stworzenie takiego centrum w Polsce było Twoim autorskim pomysłem?
JDD: Z pewnością mogę sobie przypisać rolę ambasadorki tego projektu. Grupa Santander przekształca się w firmę technologiczną, oferujemy klientom coraz więcej rozwiązań z tego zakresu, ponad 90 proc. naszej infrastruktury funkcjonuje w chmurze. Zamiast kupować gotowe rozwiązania „na rynku”, które może kupić każdy, w tym nasza konkurencja, chcemy tworzyć własne rozwiązania, które będą naszą przewagą – stąd strategiczna decyzja, aby budować takie centra. Polski hub jest moim „oczkiem w głowie” z kilku powodów: po pierwsze nasz kraj ma świetne wyższe uczelnie, kształcące ludzi z poszukiwanymi przez nas umiejętnościami – w tym mój macierzysty Wydział Fizyki UW. Po drugie są to partnerzy, którzy rozumieją potrzeby rynku, reagują na nie – świetnym przykładem jest tworzenie kierunków o podwójnym lub interdyscyplinarnym profilu, które łączą np. informatykę z psychologią, z ekonomią, chemię z fizyką. Po trzecie położenie Polski sprawia, że możemy stać się hubem, który będzie ściągał specjalistów z całego obszaru Europy Środkowo-Wschodniej; już dziś zatrudniamy w centrum pracowników np. z Ukrainy. Po czwarte, takie centrum będzie świetną wizytówką, promującą potencjał naszego kraju na forum międzynarodowym.
Zamierzacie zatrudniać specjalistów m.in. od rozwoju oprogramowania, big data, sztucznej inteligencji (AI), przetwarzania w chmurze, sieci, interfejsów programowania aplikacji (API), architektury korporacyjnej i cyberbezpieczeństwa.
JDD: Jesteśmy otwarci nie tylko na osoby już posiadające doświadczenie w tych dziedzinach, ale i absolwentów, którzy są gotowi się dokształcać, świat technologii jest otwarty dla każdego na każdym etapie życia. W ramach relacji, jakie nawiązujemy z partnerami – w tym Wydziałem Fizyki UW – staramy się przekonać np. młodych fizyków, że świat jest pełen możliwości, a po tych studiach dadzą sobie radę w każdym miejscu pracy, a szczególnie w bankowości (śmiech).
Grupa Santander oferuje szereg szkoleń właśnie dla studentów.
JDD: Projekt Santander Universidades, programy stypendialne Becas Santander oraz platforma rozwojowa Dojo, to bardzo bogata oferta szkoleń zarówno dla pracowników Grupy, jak i osób z zewnątrz, w tym studentów. W ofercie są m.in. kursy angielskiego, współprowadzone z British Council, kursy przedsiębiorczości, inwestowania na giełdzie, jak również liczne z zakresu technologii i rozwoju osobistego.
Także skorzystałaś z jednego z programów stypendialnych.
JDD: Tak, były to czteromiesięczne studia z zakresu przywództwa w London School of Economics and Political Science (LSE), w których brało udział 50 liderek z całego świata, nie tylko z sektora bankowości, w naszej grupie była np. dyrygentka orkiestry z Argentyny.
Masz jakieś rady dla osób, które obecnie studiują na Wydziale Fizyki UW?
JDD: Nie należy bać się zmian. My, nasze dzieci, mamy teraz tak wiele możliwości, które nie były udziałem pokolenia naszych rodziców. Czerpmy z życia pełnymi garściami. W jednej z książek amerykańskiej psycholożki Brené Brown przeczytałam, że jednym z warunków bycia szczęśliwym w życiu jest wykonywanie pracy, która daje nam radość. Nie wiemy, jakich zawodów świat będzie potrzebował za dziesięć, dwadzieścia lat. Ale pewne jest, że będzie potrzebował ludzi, którym chce się żyć, ludzi, którzy czerpią satysfakcję z tego, co robią. Dlatego rób, to co kochasz, zawsze w najgorszym wypadku możesz się przebranżowić. Ważne, abyś był otwarty na kontakt z ludźmi, na współpracę. To jest coś, czego współczesna szkoła niestety nas nie uczy, musimy zadbać o to sami. W pojedynkę daleko się nie zajdzie, ale ze zgranym zespołem można robić wszystko. Nie bójmy się prosić o pomoc, kiedy czegoś nie wiemy.
Z tym jest trudno, bo mamy wdrukowane, że taka prośba może być odebrana jako sygnał: „nie radzę sobie”.
JDD: Więc lepiej udawać, że się umie i coś zawalić? Frustrować się tym, że mi nie wychodzi, zamiast powiedzieć proszę, pomóż mi? I odwrotnie, myślenie: „nie podzielę się wiedzą ze współpracownikami, bo gdy zdobędą te same umiejętności, to mnie wygryzą” – dla mnie jest nie do zaakceptowania. Jesteśmy drużyną. Największą satysfakcję daje mi obserwowanie, jak moi współpracownicy stają się samodzielni, awansują. Ktoś, kto zna swoją wartość nie musi się obawiać, że inni w jego świetle rosną, nabywają kompetencji. Takie lęki mają ludzie zakompleksieni.
Kiedy umościmy się w „strefie komfortu” trudno nam z niej wyjść.
JDD: Rynek pracy zmienia się zbyt szybko, abyśmy mogli sobie pozwolić na tkwienie w miejscu, uczyć się i nabywać nowe kompetencje będziemy przez całe życie.
Jak wygospodarować na to czas?
JDD: Kluczem jest systematyczność. Miałam dwa podejścia do nauki hiszpańskiego, pierwsze, gdy dołączyłam do Grupy Santander. Wtedy szybko się zniechęciłam, stwierdziłam, że nie mam talentu do języków, a poza tym i tak wszyscy w Grupie mówią świetnie po angielsku. Po pewnym czasie dojrzałam do decyzji, aby spróbować jeszcze raz, zaczęłam uczyć się codziennie, po kilkanaście minut, używając aplikacji na telefonie komórkowym. Nie oczekiwałam szybkich efektów, ale po roku tej metody „małych kroków” całkiem sporo już umiałam. Uczestnicząc w międzynarodowych spotkaniach staram się choćby kilka zdań na przywitanie zamienić z koleżankami i kolegami po hiszpańsku – to tworzy dobrą atmosferę. Tłumaczenie, że jesteśmy zbyt zajęci jest tylko wymówką. W czasie lat mojej pracy nauczyłam się decydować, czym muszę zająć się osobiście, a co mogę delegować.
Miarą sukcesu nie jest kalendarz zaplanowany od 6 do 24…
JDD: Nie, to kalendarz, w którym są puste miejsca, na: odpoczynek, pasje, kontakty z ludźmi, rozwój, na swobodne myślenie.
Justyna Demkowicz-Dobrzańska, absolwentka Wydziału Fizyki Uniwersytetu Warszawskiego, od blisko 20 lat związana z sektorem finansowym. Rozpoczynała karierę zawodową w firmach KPMG i PwC w zespołach świadczących usługi doradcze z zakresu wyceny instrumentów finansowych, modelowania ryzyka oraz zarządzania kapitałem. Od 2013 roku jest związana z Grupą Santander, gdzie od początku pełni kierownicze funkcje w Segmencie Bankowości Korporacyjnej i Inwestycyjnej (SCIB), jest też dyrektorką Globalnego Centrum Technologicznego Santander CIB w Warszawie. Wolne chwile najchętniej spędza w górach lub z książką.
Wywiadem z Justyną Demkowicz Dobrzańską inaugurujemy nasz nowy cykl „Fizycy są wszędzie”. Będziemy w nim prezentować sylwetki naszych absolwentów. Są „wszędzie”: od katedr najlepszych uniwersytetów na całym świecie, po stanowiska w wiodących firmach technologicznych. Pytamy ich, dlaczego warto postawić na studia na Wydziale Fizyki UW, jak umiejętności, zdobyte podczas studiów pomagają im w codziennej pracy, jakie mają rady dla obecnie studiujących bądź kończących studia.
Chcecie wystąpić w tej rubryce, a może znacie kogoś, kogo warto byłoby zaprezentować na tych łamach? Piszcie do mnie: agnieszka.fiedorowicz@fuw.edu.pl. I nich moc FUW będzie z Wami!